Zbierać dla dziecka monety kolekcjonerskie?

Wszyscy wiemy, że niemal każdy dzieciak prędzej czy później odkrywa w sobie pasję kolekcjonera. Można połączyć to z pomysłem na oszczędzanie. Nawet najbardziej pokaźna kolekcja monet zawsze zaczyna się przecież od tej pierwszej, a kupowanie kolejnych wcale nie musi być regularne i nie obciąża budżetu. To co, zaczynamy? Policzmy czy to się opłaca.
Zbieranie żołnierzyków nie musi ograniczać się do plastikowych figurek, żołnierze często są bohaterami nie tylko wojen, ale i monet. A jeśli dzieciak lubi zwierzęta, wcale nie trzeba kupować mu psa, można kupić… jelenia. Tak, tak, to nie pomyłka. Monety kolekcjonerskie z wizerunkami zwierząt cieszą się sporą popularnością i szybko drożeją. Na przestrzeni lat już widać, że to dobra inwestycja. Dużo lepsza niż lokaty bankowe czy obligacje. Dlaczego tak się stało? Eksperci tłumaczą, że wizerunki zwierząt to symbol międzynarodowy, a jeśli część monet trafia za granicę, te które zostały w Polsce szybko drożeją. Monety ze świstakiem, foką, puchaczem czy węgorzem w ciągu roku drożały nawet o 40 proc.
Najważniejsza jest jednak wielkość nakładu. Zasada jest prosta: im mniejszy nakład, tym większy zysk. Dane historyczne pokazują, że w okresach hossy na rynku numizmatycznym stopy zwrotu są gigantyczne. W latach 2002-2007 każda złota moneta stuzłotowa drożała średnio co roku aż o 71%! Monety dwustuzłotowe w tym samym okresie zyskiwały też niemało: 56% rocznie. Co ciekawe, monety drożeją szybciej jeśli akcje na giełdzie tanieją. Nie za to znaczenia cena surowców. Ponadto, monety złote wcale nie zyskują na wartości szybciej w czasie kiedy złoto drożeje. Srebrne też nie tanieją kiedy cena kruszcu spada.
Jak ocenić czy moneta zostanie „białym krukiem”? Nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe. O zwierzętach już pisaliśmy, ale generalna zasada jest prosta: im mniejszy nakład, a przy tym im moneta bardziej dziwna, tym lepiej. Czym owa dziwność się objawia? Np. zatopioną w niej grudką bursztynu. W 2001 roku sprzedawano 20-złotową monetę „Szlak bursztynowy”. Kosztowała 57 zł. 10 lat później na allegro na pniu można ją było sprzedaż za 3 tys. zł, ale był to po części efekt górki spekulacyjnej. Teraz jednak też zysk jest całkiem pokaźny, bo ceny oscylują około 900 zł. Na dwuzłotówce z jeżem, którą w 1996 roku można było kupić w cenie nominalnej można było zarobić rekordowe 160 zł. To wzrost o 7900%!
Jak widać są monety, które zdążą „zamienić się w złoto”, ale rynek wcale nie jest stabilny i nie rośnie cały czas. Są i przykłady negatywne. „Jeździec piastowski” o nominale 10 zł z 2006 r. i 20-złotowy „Sokół wędrowny” z 2008 r. są obecnie do kupienia poniżej ceny emisyjnej.
Gdzie więc tkwi klucz, jeśli nie jesteśmy w temacie ekspertami? Wiem, to nudne, ale w dywersyfikacji. Warto więc wybrać tematykę, albo grupę monet, na których się skupimy. W długim terminie średni zysk roczny wynosi ok. 10 proc., ale trzymając się zasady inwestycji w monety o najmniejszym nakładzie, można zarobić wielokrotnie więcej. No i rozwijać pasję dzieciaka, co często jest więcej warte niż większy procentowo zysk.
Muszę przyznać, że nie miałem pojęcia o tym, że są aż takie stopy zwrotu. Z tego co widzę na allegro, to nie kłopot szybko sprzedać, więc inwestycja jest bardzo płynna. Niektórych złotych monet wcale nie ma w sprzedaży, więc to daje do myślenia. Można zaryzykować i skupować np. jedną o niewielkim nominale. Co miesiąc po kilka, kilkanaście sztuk, w zależności od ceny. I „zakopać” na kilka lat i zobaczyć jaki procent składany z tego będzie.
Mam małą kolekcję właśnie z przeznaczeniem na inwestycję dla dziecka. Teraz warta jest 8,4 tys. zł w cenach liczonych w allegro (wiadomo, że można sprzedać drożej). Wydałem na nią 6,1 tys. zł przez trzy lata. Jak dla mnie stopa zwrotu bardziej niż zadawalająca. Żaden procent składany nie dałby tyle na lokacie, nie mówiąc o giełdzie i funduszach inwestycyjnych, które w ostatnich chyba 10 latach są jedną wielką wtopą.
Lepiej chyba potraktować to jako zabawę i naukę systematyczności, a dopiero potem pokazać dziecku, że niektóre monety przynoszą znaczny zysk, bo od razu nastawienie na kasę może zgubić. Taka edukacja finansowa to chyba nie to o co chodzi, bo tyle samo przyniesie co kieszonkowe. Poza tym trudno dziecku tłumaczyć procent składany, gdy jest on tak zmienny.
Właśnie NBP ogłosił, że wszystkie monety, które nie sprzedadzą się w pierwszym rzucie, będą przetapiane. To doskonała informacja, bo inwestycja w monety będzie doskonała, bo wręcz pozbawiona ryzyka. Pewnie pojawią się nawet tacy, którzy będą wykypować jaka najwięcej monet z danego nakładu i windować ceny.
Od dwóch lat systematycznie skupuję co kwartał monety o nominale 20 zł z grudą bursztynu. Kiedyś były po 3 tys. zł, płacę średnio 800 zł. I widzę, że coraz trudniej je kupić, bo jest ich coraz mniej na rynku. Za kilka lat sam tak wywinduję cenę, że syn będzie mi wdzięczny do końca życia 🙂
Najbardziej denerwuje mnie to, że co chwilę zmieniają zasady sprzedaży monet. W NBP już sami nie wiedzą czy mają być bankiem czy spekulantem… Najpierw kolejki w bankach, potema aukcje internetowe, potem znowu zmiany – zapisze się człowiek na subskrypcje, a czuje jakby akcje na Giełdzie Papierów Wartościowych kupował. Ludzie, nie dajmy się zwariować!
Oczywiście, że zbierać. Zawsze się to opłaci, ponieważ jest to bezpieczna lokata kapitału. Dla niektórych (w tym dla mnie) również wartość sentymentalna, ponieważ mam w zwyczaju uczcić ważne rodzinne wydarzenia zakupieniem specjalnej monety. Ostatnio, z okazji absolutorium mojej córki, zainwestowałem w coś takiego Córka ukończyła Akademie Muzyczną w klasie fortepianu – stąd taka tematyczna moneta. Pozdrawiam wszystkich kolekcjonerów!
Monety to jeden wielki kant ludzi z związanych z bankami i handlarzami monet, spekulacje i dmuchanie baniek cenowych to ich domena. Każdego dyrektora NBP można zamknąć za oszustwa związane z monetami, człowiek nie może dostać zwykłych monet do sklepów by móc wydawać resztę bo ktoś wykupuje całe worki a później sprzedaje na allegro.