Dyrektor Meritum Banku: ucz dziecko oszczędzać, pokazując cele
O tym jak oszczędzać opowiada Piotr Stankiewicz, dyrektor ds. produktów oszczędnościowych i inwestycyjnych Meritum Banku. Okazuje się, że dzieci musimy uczyć tej trudnej sztuki całkiem inaczej niż dorosłych.
Związek Banków Polskich ogłosił niedawno, że 20 mln zł Polaków nie ma żadnych oszczędności. Gdy więc odliczymy dzieci i młodzież, których w naszym społeczeństwie jest 15%, okaże się, że nie oszczędza prawie nikt. Jak więc nauczyć tego swoje dzieci? Okazuje się, że można to zrobić, a przy okazji samemu też na tym skorzystać.
Dziecko ma bardzo chłonny umysł i należy wykorzystać to w celu ukształtowania nawyków, których nabycie w przyszłości zaprocentuje. Pamiętajmy przy tym, że oszczędzanie oznacza nie tylko odkładania gotówki, ale przede wszystkim metody i sposoby, dzięki którym można wydawać mniej – przekonuje Piotr Stankiewicz.
Od czego jednak zacząć? Ostatnio modne są wszelkiego rodzaju wizualizacje, więc specjaliści przekonują, że i dzieci mogą skorzystać na tej metodzie. Wizualizowany cel wcale nie musi być przy tym dalekosiężny czy trudny do osiągnięcia. Można zacząć od najprostszych rzeczy.
Jeśli nasz maluch nie ma jeszcze styczności z pieniędzmi, można spróbować organizować mu różne zabawy, które polegają np. na tym, że aby otrzymać maskotkę, którą upatrzył sobie w sklepie, musi jak najdłużej zbierać słodycze, które wcześniej dostał. Gdy tylko najdzie go chęć zjedzenia łakoci, przypominajmy mu o celu: im więcej cukierków zgromadzi w koszyku, tym większego misia otrzyma w nagrodę. Należy przy tym stosować jak najbogatsze opisy maskotki, wyznaczyć termin końca zabawy oraz dokładnie określić przewidywane nagrody w zależności od ilości pozostałych cukierków. W ten sposób dziecku będzie łatwo wyobrazić sobie, co może zyskać, jeśli tylko utrzyma jak największą ilość słodyczy – tłumaczy dyrektor Meritum Banku.
Nieco inaczej postępujemy, gdy dzieci są starsze. Wtedy gospodarują już własnym „majątkiem”, najczęściej w postaci kieszonkowego czy prezentów od dziadków. Jeśli są już na tyle duże, że mają własne pieniądze, zrozumieją też podstawy ich oszczędzania. Najłatwiej zapisywać wspólnie wszystkie, nawet najdrobniejsze wydatki i analizować ich zasadność. Jeśli wprowadzimy dodatkowo oszczędzanie małej kwoty co tydzień, już po miesiącu okaże się, że realizacja któregoś z marzeń, może być możliwa. Nic nie stoi na przeszkodzie, by obiecać dziecku, że w przypadku uzbierania odpowiedniej kwoty, resztę dołożą rodzice, którzy będą swoistym bankiem, zapewniającym odsetki od lokaty.
Kolejnym etapem i dużym krokiem w nauce oszczędzania, jest zaznajomienie ze światem usług finansowych. Można otworzyć konto dla dzieci, które dostępne są już od 13 roku życia. Większość z dostępnych na rynku, jest wyposażona w karty płatnicze.
– Na początku to bardziej zabawa niż poważne operacje finansowe, ale to doskonałe narzędzie edukacji finansowej, dzięki któremu młody człowiek pozna podstawowe mechanizmy związane z zarządzaniem swoim budżetem dużo wcześniej niż otrzyma pierwszą wypłatę czy choćby stypendium – podkreśla Piotr Stankiewicz.
Coś w tym jest. Ja zawsze mam konkretny cel, na który oszczędzam i wtedy idzie zdecydowanie łatwiej. Z synem, który zbierał na wieżę robiliśmy nawet tak, że brakującą kwotę wypisywaliśmy na ścianie w jego pokoju – co tydzień pisaliśmy ile ma, ile brakuje i ile w ostatnim tygodniu zarobił. Tak się spiął, że sąsiadom nawet ogród kosił 🙂
Dokładanie jest dobrym pomysłem – nawet jeśli nasz procent składany będzie wynosił 100% 🙂 Dzieciaki to docenią, bo wiedzą, że w pewnym sensie to jest inwestycja, a nie kieszonkowe. Taka nauka oszczędzania to już coś.
Ciekawe ile prezes ma oszczędności? W innych krajach takie dane są oficjalne, bo jest to część edukacji finansowej. Przynajmniej wiadomo czy zarządzający pieniędzmi jest godny zaufania i czy warto powierzyć mu swoje. Bo jeśli prezes ma oszczędności np. głównie w akcjach to ja raczej nie tego oczekuje od banku. Jedna rzecz to inwestycje, druga to oszczędzanie.
Tylko, że dzieci są przekorne. Moja mała na podobną propozycję zareagowała tradycyjnie: nie bo nie. Nie była to oczywiście jakaś wielka finansowa szkoła, procent składany itp. Miała po prostu dokładać część „przychodów” na konto lokacyjne. Okazało się, że gdy zaczął tak robić jej starszy brat i pokazał jej wydruki (dwa tysiaki zrobiły ogromne wrażenie!), to od razu się za siebie wzięła.
Zmierzam do tego, że u dzieci ważna jest też kwestia rywalizacji.
w pko bp mozna załozyc juz konto noworodkowi, na tym konce pieniążki będą sie odkładac i przyrastac bo jest oprocentowane ale też bezpłatne, do tego dla większych dzieci przygotowano platforme edukacyjną 🙂
Szkoda, że mało jest gier edukacyjnych – to do dzieciaków trafia, ale oczywiście nikomu się nie opłaca ich produkować. WBK zrobił ostatnio budżet domowy, ale to bardziej dla dorosłych było. Choć im zarządzanie domowym budżetem i nauka oszczędzania też się przyda…